niedziela, lipca 23, 2006

Izraelscy terroryści.

Niedziela, przy kawie zabieram się do czytania codziennej prasy (on-line).

Głównie dominuje konflikt izraelsko-libański. Choć pozostali politycy światowi grożą palcem Izraelowi i nic nie robią, więcej odwagi maja ich obywatele. W większości krajów odbyły się kilkutysięczne demonstracje przeciw Izraelowi. W większości - ale nie w Polsce. U nas nadal na topie są parady homoseksualistów i ich przeciwników.

Mogłoby się wydawać dziwne, że ludzie protestują przeciw rozbrojeniu armii Hesbollah. Przecież to terroryści, wróg cywilizowanej ludzkości. W Wyborczej czytam:

"Od 12 lipca, czyli od rozpoczęcia kryzysu, zginęło 37 Izraelczyków, w tym 17 cywilów. W Libanie poniosło śmierć 358 osób, głównie cywilów."

Izrael morduje więc Libańczyków, żeby Hesbollah się poddał. To jest terroryzm i niczym nie różni się od detonacji bomby w centrum handlowym w imię jakichś religijnych wierzeń.

Izrael jednak sie nie obawia niczego. Wszak ma za sobą poparcie USA - ponoć zagorzałego wroga terrorystów. Przoduje tutaj pani Condolezza Rice.

"Gazeta przypomina, że Rice sprzeciwiła się natychmiastowym zawieszeniu broni między Izraelem a Hezbollahem, do którego wzywają kraje europejskie, arabskie i ONZ. Jej zdaniem, byłaby to "fałszywa obietnica", która oznaczałaby tolerowanie stacjonowania bojówek Hezbollahu w południowym Libanie, bezpośrednio zagrażających Izraelowi."

Pani Rice szafuje więc życiem ludzkim mając w "głębokim poważaniu" (czytaj: w dupie) ilu jeszcze cywilów zginie. Gdybym był Amerykaninem obawiałbym się polityków podobnie jak terrorystów. Zresztą charakterystyczne jest to, że wielcy tego świata zawsze milcząco lub z niewielkim pomrukiem sprzeciwu pozostają obojętni na taką rzeź. Podobnie było gdy Rosja mordowała Czeczenów. W imię walki z terrorystami zgładzono kilkanaście tysięcy cywilów.

Naszych rodzimych polityków na razie obawiam się od strony gospodarczych inicjatyw (a częściej ich braku), ale kto wie - oni są przecież nieprzewidywalni.

Wychodzi na to, że największymi terrorystami są politycy.
Lepiej skończę, bo zacznę zmierzać w stronę anarchii...



2 komentarze:

Anonimowy pisze...

No wszysto fajnie, ale - jeśli się nie mylę - to Libańczycy zaczęli konflikt. Trzeba tylko odrobiny wyobraźni, żeby przewidzieć czym skończy się konflikt kraju słabo uzbrojonego, z kiepską infrastrukturą i biedniejszego z krajem ubrojonym po zęby, świetnie zorganizowanym i posiadającym olbrzymie wsparcie (USA). Jak nie lubię barczystego dresiarza na ulicy to nie idę go zaraz bić...

Arqs pisze...

Tak można by na to spojrzeć. Konflikt jest tam od zawsze. Ale wojnę zaczął prowadzić Izrael. I to nieproporcjonalnie większa. Nie chodzi mi o to, że chcą zdławić Hesbollah, ale sposób w jaki to robią. Generalnie to tylko nakręci spiralę wojny, a Izrael zabrnął w to tak daleko, że się nie wycofa. Jeszcze tylko brakuje, żeby Iran i Syria się w to włączyły.

Dziwi mnie natomiast bezczelność pani Rice. Deklaruje ona nawet pomoc dla Libanu (jakaś śmieszna kwota $). Zapomina dodać tylko, że może to są pieniądze ze sprzedaży rakiet dla Izraela, którymi właśnie Liban zostanie podziurawiony. I to by wyjaśniało dlaczego tak na prawdę nie chciała przerwać tego konfliktu.