środa, grudnia 20, 2006

A jednak monarchia...

Z niedowierzaniem przeczytałem informację o tym, że nasi posłowie chcą wybrać króla Polski. Królem miałby być nie kto inny jak... Jezus!
Z całym szacunkiem dla ludzi wierzących, sytuacja jest absurdalna. Takie postępowanie chyba zaskoczyło wszystkich, również hierarchów Kościoła Katolickiego.

Panom posłom coś się pomyliło, chyba zapomnieli jakie funkcje i zadania są im powierzone i co należy do ich kompetencji. Czy po wyborze Jezusa królem zmieni się konstytucja Polski? Czy to On będzie przyjmował teraz budżet na kolejny rok i podpisywał ustawy? Sami posłowie zauważyli, że za takim wyborem stoją argumenty teologiczne. Chyba jednak się zapędzili i jak na bogobojnych ludzi to za rzadko sięgają po Biblię. Może nie doczytali w ewangelii Marka słów samego Jezusa: "Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga" [Mk 22;17]. Więc może lepiej nie mieszać Jezusa do swojej brudnej polityki?

Panom posłom, proponuję wzięcie się do uczciwej i rzetelnej pracy, bo na razie to ten kraj na Królewstwo Niebieskie nie wygląda i nie żyje się tutaj jak w raju.

Foto: GettyImages Creative
Żródła: onet.pl

poniedziałek, grudnia 11, 2006

Jaszczembie

Głośno było ostatnio o samolotach F-16, które kupiliśmy za kupę forsy od Amerykanów, Miały one pewien problem z przylotem do Polski ale w końcu się udało. No cóż, powinniśmy się poczuć bezpieczniej, nasza armia coraz "nowocześniejsza" się robi. Ale dziś czytam, że tak na prawdę mamy tylko jednego pilota który potrafi latać na F-16! W dodatku nie ma czym latać, bo "jaszczembie" zostały rozebrane na części. Po pierwsze aby uniknąć problemów z cłem, należy je rozebrać i złożyć (cóż za absurd), a poza tym należy sprawdzić czy nas Amerykanie nie oszukali i np. nie wsadzili tam jakiejś chińskiej podróbki. Nie ma mowy o pomyłce, ponieważ sami Amerykanie będą nadzorować naszych mechaników, na pewno im zwrócą uwagę jakby coś było nie tak...

Zastanawiam się co by było gdyby nas np. znów "ruskie" napadły. W końcu ostatnio trochę z nimi zadarliśmy. Pewnie nasi piloci... przepraszam, jeden pilot zatłucze wrogie wojsko rzucając w nich częściami do F-16. A może pozostałym żołnierzom każmy np rozebrać na części karabiny? Mogą sami rzucać nabojami.

Zastanawia mnie tylko po co wydawać kupę szmalu z kieszeni podatnika na coś co jest mitem. Bo nie łudzę się, że mamy armię zdolną do poważnych działań militarnych.

Foto: GettyImages Creative
Żródła: onet.pl, gazeta.pl

poniedziałek, grudnia 04, 2006

Sprawdź czy jesteś prostytutką i volksdeutschem

No i wydało się. Okazuje się, że jestem prostytutką. Ale to nie wszystko. W dodatku jestem volksdeutschem. Trochę się zdziwiłem ale Ty też możesz nim być. Możesz łatwo się o tym przekonać. Proponuję test-zabawę: sprawdź, czy jesteś prostytutką i volksdeutschem!

1. Czy uważasz, że należy zdelegalizować LPR?
2. Czy sądzisz, że ostatnio ujawnione zdjęcia pana Wierzejskiego z "koncertu pieśni patriotycznej" w rzeczywistości pochodzą z imprezy mającej charakter faszystowski?
3. Czy sądzisz, że słusznie Wyborcza i TVN upubliczniły tę sprawę, choć psuje ona wizerunek LPR-u?

Jeśli odpowiedź na powyższe pytania brzmi "tak" to prawdopodobnie jesteś prostytutką i volksdeutschem.

Proszę się nie dziwić. Takie są fakty, ale pod warunkiem, że probierzem w tej zabawie będzie blog Wojciecha Wierzejskiego, który uważa, że za sprawą publikacji feralnych zdjęć stoi spisek koncernów niemieckich ze "sforą Michnika", które opisuje barwnym językiem:
"Pospolite gnidy, sprzedajne prostytutki. Gorzej - robią aferę z niczego, by pogrążyć Polskę. By nas oszkalować przed światem. By dać argumenty naszym przeciwnikom. Przeciwnikom Polski. To nie są zwykłe prostytutki. To volksdeutsche!"
Ponieważ pan Wierzejski oprócz niskiej kultury osobistej zaczyna przejawiać symptomy schizofrenii - proponuję nie przejmować się wynikiem powyższego testu :)

Foto: GettyImages Creative
Żródła: blog Wojciecha Wierzejskiego

czwartek, listopada 30, 2006

Estyma [Aktualizacja]

O tym, ze naszym politykom brakuje kultury politycznej wiadomo od dawna i w zasadzie wszyscy się do tego przyzwyczaili. Ale coraz częściej okazuje się, że brakuje im kultury osobistej w elementarnym tego słowa znaczeniu. Chodzi mi tutaj głównie o męską część naszej "elyty politycznej" i ich stosunek wobec kobiet.

Zacznijmy od Głównego Singla Polski, czyli obecnego premiera. Ja wiem, że można nie lubić opozycji, która z natury kłamliwa jest i wredna, bo inaczej być nie może. Ale żeby wygraną Hanny Gronkiewicz-Waltz w wyścigu do fotela prezydenta Warszawy komentować słowami: "wraca stare, przeciwstawmy się"? Ja wiem, że pani Hanna ma za sobą lata młodości, ale panie premierze - przyzna pan, że całkiem dobrze się trzyma. Strach pomyśleć jak komentowałby pan publiczne wystąpienia bratowej. Bo tu przyznać muszę, że przypomina mi się pewien żart, popularny kiedyś we Wrocławiu: "Jakie jest najbrzydsze państwo na świecie? Państwo Gucwińscy...". Od ostatnich wyborów prezydenckich, żart mógłby być ogólnopolski i nie mam na myśli byłej dyrekcji wrocławskiego zoo.

Teraz zaś pan Kurski zademonstrował kompletny brak estymy wobec kobiet, mówiąc o koleżankach z sejmu:
"To kobietony. Spytajcie statystycznego mężczyznę, choćby z sejmowych korytarzy, czy chciałby z nimi spędzić trochę czasu. Ja - nie."
W podobnym tonie wypowiedział się o byłej premier, Hannie Suchockiej. No cóż, pan Jacek na Jamesa Bonda nie wygląda dlatego nie należy się też po nim spodziewać odpowiednich przeprosin. Owszem przyznał się do gafy, ale przeprosiny będą mało finezyjne:
"Może trzeba było nie podawać żadnego przykładu. Oczywiście przeproszę posłanki, zaraz wysyłam w tej sprawie SMS"
No tak, "prawicowcy" przecież uważają, że Dzień Kobiet trzeba zlikwidować bo to wymysł komuny...

[Dodano 30.1.2006, 18:46]

Na swoim blogu politycznym, Jacek Kurski wyraża oburzenie, że opublikowano jego prywatną wypowiedź, oraz przedstawia oświadczenie o swoim stosunku do kobiet. Jest ono zgoła odmienne od jego wcześniejszych słów. Dr. Jekyll and Mr. Hyde?

Foto: GettyImages Creative
Żródła: Gazeta.pl
Technorati
Tags: , ,
Powered by
performancing firefox

piątek, listopada 24, 2006

Poczta Polska - nie popieram!

Od jakiegoś czasu słyszałem, że pocztowcy protestują, bo pensje za niskie, warunki pracy złe itp. No tak, rozumiem, że ktoś pracując uczciwie nie chce zarabiać "tysiaka". Ale ich protest przerodził się w kompletny paraliż komunikacyjny, który uderza w zwykłego człowieka. Prawdę mówiąc w tym momencie mnie szlag trafił.
Strajk pocztowców uderza również we mnie - nie mogę normalnie pracować, gdyż nie mogę odebrać i nadać wielu przesyłek poleconych uczciwie i legalnie opłaconych. Pocztowcy, wzorem rolników blokujących drogi uważają, że Państwo jest winne ich sytuacji, ale mszczą się na zwykłych klientach poczty. Co więcej, odkąd pamiętam, wizyty na poczcie najczęściej są nieprzyjemne - kolejki, niemiła obsługa i niska jakość usług (z mojego doświadczenia wynika, ze usługa "Priorytet" działa w 50%). W mojej najbliższej placówce pocztowej pracuje 5 kobiet. Tylko jedna z nich obsługuje klientów sprawnie i z uśmiechem. Tylko ta jedna zasługuje według mnie na podwyżkę, bo wykonuje swoją pracę rzetelnie. Pozostałe baby, oprócz tego, że pracują tak jakby im się nie chciało to często nie potrafią udzielić podstawowych informacji wprowadzając mnie w błąd. Pomijam fakt, że na cztery okienka maksymalnie pracują tylko dwa.

No tak. Mogą powiedzieć - "jaka płaca, taka praca". Ale przypatrzmy się, czego oczekują pracownicy Poczty Polskiej. Gazeta opisuje pikietę urządzoną przez Wolny Związek Zawodowy Sierpień'80:

"Bogusław Ziętek z WZZ Sierpień '80: - Popieramy postulaty listonoszy: ośmiogodzinny dzień pracy, podwyżki, pakiet socjalny. Nie zgadzamy się również na prywatyzację poczty. Bo będzie tak jak z prywatyzacją Telekomunikacji Polskiej - prorokował. - Jakość usług się nie poprawi, ceny nie spadną. A pracę straci połowa ze 100 tys. ludzi."
To co powiedział ten pan to absurd. Co by nie mówić o "tepsie" - starają się (choć często nieudolnie). Na pewno muszą być konkurencyjni. A Poczta nie musi. Czyli - chcemy więcej kasy, ale nie liczcie na poprawę jakości obsługi, bo niewydolnych pracowników nie będziemy zwalniać.

Ale czy na pewno nie musi być konkurencyjna?
Otóż z radością przeczytałem informację, że 15 listopada ruszyła konkurencja Poczty Polskiej, firma InPost. Dociera do większości dużych miast, ma również w większości z nich sporo placówek. A co najważniejsze - jest dużo tańsza. Oczywiście Poczta Polska już zaprotestowała, bo przecież rynek pocztowy miał być uwolniony dopiero w 2009 r. a w ich interesie, w przeciwieństwie do interesu klienta, leży brak konkurencji.

A ja nie chcę czekać do 2009 r. Życzę jak najlepiej firmie InPost, a po Poczcie, skoro nie potrafi dostosować się do rynku, płakać nie będę.

Foto: GettyImages Creative
Żródła: InPost.pl, eGospodarka.pl, Gazeta.pl

czwartek, listopada 23, 2006

Kukuł... kacze jajo.

Nasz miłościwie panujący "żond" postanowił wpisać do nowelizowanej ustawy PIT obniżone stawki podatkowe. Trochę się zdziwiłem, czyżby zamierzali zrealizować jednak jakąś przedwyborczą obietnicę? Już się zaczynałem uśmiechać, ale... jest tu pewien haczyk.

Otóż niższe podatki obowiązywałyby dopiero od 2009 r. Dlaczego tak późno? Ano dlatego, że obniżenie podatków ma sens wtedy, gdy wzrost gospodarczy jest wysoki i stawki podatkowe są ustalane z uwzględnieniem pozostałych parametrów ekonomicznych. Nie jestem ekonomistą, ale nie trzeba mieć ogromnej wiedzy, żeby dostrzec, iż wzrost wydatków budżetowych (a "tanie państwo" sporo kosztuje) przy jednoczesnym obniżeniu podatków sprawi, że gdzieś zacznie tych pieniędzy brakować. Ile? Ekonomista, Janusz Jankowiak na swoim blogu podaje:
"Wpisanie obecnie do nowelizowanej ustawy PIT dwóch obniżonych stawek podatkowych, obowiązujących od roku 2009, kosztować będzie na dzisiejsze pieniądze 9 mld PLN. Sporo."
Oczywiście chciałbym płacić niższe podatki. Ale mam świadomość, że to czego nie zapłacę w podatku będę musiał państwu zapłacić w inny sposób (a jest tych sposobów wiele). Niestety nikt nie chce obniżyć kosztów pracy, a mamy je wysokie, co skutkuje również pośrednio tym, że inwestorzy którzy pojawiają się w naszym kraju nie mogą znaleźć pracowników - bo nikt nie chce zarabiać 1000 - 1300 zł na rękę, a pracodawcy nie chcą płacić wysokich stawek tylko wolą przenieść produkcję np do Chin.

Dlatego takie kukuł... kacze jajo lepiej podrzucić następnemu rządowi. Wniosek jest z tego taki, że pis realnie bierze pod uwagę, że straci rządy przy następnych wyborach. Niestety wykonanie swoich obietnic przedwyborczych też pozostawia następcom.

Foto: GettyImages Creative
Żródła: Money.pl, blog Janusza Jankowiaka


wtorek, listopada 21, 2006

Szczęście w słuchawce

Mieszkańców Warszawy może spotkać niesamowita niespodzianka. Otóż może zadzwonić do nich... Kazimierz Marcinkiewicz, proszący o głos w wyborach! Cóż to musi być za szczęście usłyszeć głos komisarza we własnym telefonie.
Zaraz, zaraz... Czemu nie można mu zadawać pytań? A może to nie Marcinkiewicz tylko automat z nagraną wiadomością, żebrzący o poparcie?

No cóż, mnie to "szczęście" nie spotka. Po pierwsze - nie mieszkam w stolicy, po drugie - użytkownicy telefonów VoIP mogą być spokojni. Ale gdyby do mnie zadzwonił AUTOMAT z nagranym Marcinkiewiczem, potraktowałbym go w podobny sposób jak traktuję śmieci reklamowe znajdowane pod drzwiami lub druki bezadresowe w skrzynce pocztowej (swego czasu Kwaśniewski też taki spam wysyłał), czyli wyrzucam nie czytając do kosza.

A, ważna rzecz - można oddzwonić na specjalny numer i wyrazić poparcie dla Kazika. No to teraz cenzorzy z Bloga Marcinkiewcza pilnie usuwający niepochlebne komentarze będą mieli dodatkową robotę...

Aktualizacja [22-11-2006]

Słusznie ktoś na grupie dyskusyjnej zauważył, że w Prawie Telekomunikacyjnym widnieje zapis:
   Art. 172.
1. Zakazane jest używanie automatycznych systemów wywołujących dla celów
marketingu bezpośredniego, chyba że abonent lub użytkownik końcowy
uprzednio wyraził na to zgodę.


Foto: GettyImages Creative

piątek, listopada 17, 2006

"Przed odpowiedzialnością uciekaj na własnych nogach..."


Ostatnio głośno jest o Jelfie i jej produkcie, który wskutek pomyłki okazał się być zabójczy. Jest to wynik niedbalstwa producenta lekarstwa, są ofiary śmiertelne, więc sprawa jest poważna. Wiadomo, że winny jest producent, ale wytwórnia lekarstw powinna podlegać kontroli więc winnym musi być ktoś jeszcze, kto nie dopilnował porządku.
Minister Religa nie miał wątpliwości - od razu wskazał Głównego Inspektora Farmaceutycznego Zbigniewa Niewójta. Skończyło się dymisją, choć Inspektor w świetle prawa ma czyste sumienie, bo dochował wszystkich procedur. W dodatku wyszła na jaw pewna paskudna sprawa. Okazuje się, że Ministerstwo Zdrowia od roku nie uchwaliło rozporządzenia o dobrych praktykach wytwarzania leków. Taki dokument minister podpisał dopiero 26 października i zaczął on obowiązywać od 10 listopada. Słuszne są więc oskarżenia również pod adresem ministerstwa.
A co na to minister zdrowia? Skwitował krótko:
"Mam swój honor. Już raz podałem się do dymisji. Ale jak chcecie mnie rozliczać za pomylenie ampułek, to ja to pieprzę! Nie chcę być ministrem."
Tym samym uważam, że minister ma tyle honoru co dzieciak w piaskownicy któremu nie spodobała się wspólna zabawa z rówieśnikami. Parafrazując słowa kardiochirurga Religi "przed zawałem uciekaj na własnych nogach" - minister Religa tak ucieka przed odpowiedzialnością.
Bo ministra zdrowia mniej interesowały rozporządzenia pozwalające kontrolować producentów lekarstw, bardziej kombinował jak wyciągnąć kasę z kieszeni podatników. Zamiast wymyślać durne przepisy o ubezpieczeniach OC lepiej byłoby zająć się czymś pożytecznym. Być może ocaliłoby to życie paru osobom.

Foto: GettyImages Creative

poniedziałek, listopada 13, 2006

Krajobraz po wyborach

Coraz lepsze wieści dochodzą z różnych zakątków kraju. Pis nie odniósł sukcesu w wyborach. Wiadomo, że w większych miastach odniósł porażkę i będzie w radach w opozycji. Jednak panowie z pisu do porażek się nie przyznają, twierdzą, że wypadli całkiem nieźle w wyborach.

Rozbawiła mnie reakcja pisuarczyków we Wrocławiu. Oczywiście ich niski poziom polityczny przy okazji znów się ujawnił. Np pan Jackiewicz tak gratulował zwycięzcom: "Tym się różnimy od PO, że potrafimy gratulować. Trzymajmy zatem fason i złóżmy im gratulacje!". Niektórzy nawet popadają w taki absurd, że winę za kiepski wynik chcą zrzucić na ponownie wybranego na prezydenta, Rafała Dutkiewicza, zarzucając mu, że za często się pokazywał z politykami PO, jak to stwierdził pan Piotr Kuczyński.

Panowie, przestańcie wreszcie walczyć z rzeczywistością. Dostaliście po dupie, bo ludzie mają już dość grzebania się w teczkach, przepychanek między rekoalicjantami, buractwa, warcholstwa i marazmu politycznego. Mantra o mitycznej i wspaniałej RPIV nie zadziałała, ludek nie dał się zahipnotyzować płomiennymi, choć pozbawionymi treści przemowami premiera ani prezydenta.
Zamiast pieprzyć o odnowie moralnej, czas się wziąć do roboty. Można zacząć choćby od ustawy podatkowej. To bardziej obchodzi ludzi niż np. "szafa Lesiaka".

Foto: GettyImages Creative

niedziela, listopada 12, 2006

Sweter

Trwa dokładne liczenie głosów po dzisiejszych wyborach. Ale wstępne sondaże są uspokajające - we Wrocławiu pis nie wygrał :)

Ciekawostką wyborczą w tym roku była postać pana Kononowicza, kandydata na prezydenta Białegostoku. Mimo ogromnej popularności (chyba każdy widział spot wyborczy) wygląda na to, że pan Krzysztof prezydentem nie zostanie. Ale może odnajdzie się w branży dziewiarskiej? Proszę się nie dziwić. Swego czasu np prałat Jankowski wypuszczał serię napoi (oprócz wody również takie z procentami) gdzie elementem wpływającym na popularność produktu miała być jego podobizna lub nazwisko. Okaz uje się, że pan Kononowicz nieświadomie przyczynił się do popularności swetrów z charakterystycznym, 'odjechanym' wzorkiem. Na Allegro pewna sprzedawczyni pewnie nie spodziewała się takich kwot za sprzedawany sweterek (choć wątpię by ktoś tyle faktycznie zapłacił). Mimo, że aukcja dotyczy "cieplutkiego, ślicznego sweterka", internauci podają sobie tego linka jako "sweter Kononowicza".

A może ów prałat Jankowski ze swoim "biznesowym" zmysłem pokusi się o jakąś zimową kolekcję? Moherowe berety i "sweter Konowicza" już cieszą się wzięciem.


P.s.
Gdyby link do Allegro był już nieaktywny wystarczy kliknąć miniaturkę obok. Aukcja kończy się za cztery dni. Ale teraz to już tylko miliarderzy mają szansę na taki rarytas ;)

czwartek, listopada 09, 2006

I po co ta ortografia?

Ciekawostka znaleziona w sieci.

"Bdanaia na pweynm anelgiksim uneristwstyecie wyzakały, że nie ma znczeania, w jaikej kleojności napsziemy lietry wenąwtrz wryazu, blye tlkyo pirwesza i otstaina lreita błyy na soiwch miesjcach. Rtszea mżoe być dolnwoie poszamiena, a mmio to bdzęeimy w sanite pczyrzetać tkest bez wikszęego prleobmu. Diezje się tak dlteago, że nie czataymy kżdaej z lteir odelndziie, ale wrayz jkao całość.

Eric campbell"


Czy w takim razie ortografia ma sens? ;)

P.s.
Poprzednio ten tekst był na obrazku, ale zbyt niskiej jakości - pzreipasny jset cztyleinsezy :)

wtorek, listopada 07, 2006

Alternatywa :)


Ostatnio mało piszę, ale mam zupełnie inne obowiązki - wiadomo :)
Nadal nie będę pisać o polityce - jak zauważyłem jest sporo blogów które ją opisują lepiej niż ja bym to zrobił. Tyle tytułem wstępu ;)

Czy ktoś pamięta czasy, kiedy telefon stacjonarny był dobrem luksusowym? Czekało się na niego po kilka lub kilkanaście lat. Zaletą była opłata za połączenie - bez względu na czas trwania. No ale do kogo dzwonić, jak mało kto ma telefon? Rozmowy zagraniczne natomiast kosztowały majątek. Potem czasy się zmieniły. Telefon przestał być luksusem - przyłączenie mógł mieć każdy i to w stosunkowo krótkim czasie. Ale czy było lepiej?
Miałem do końca października telefon stacjonarny. Jak większość, u naszego "narodowego operatora" bo tylko ten działał w moim regionie. Preselekcja i inne usługi to początkowo Dialog potem Tele2.
U wszystkich było źle. U wszystkich operatorów musiałem zawsze składać jakieś reklamacje, sprawdzać rachunki, bo często były nieścisłości na moją niekorzyść. W dodatku tanio nie było. Gdybym miał opisać wszystkie te historie (niektóre naprawdę barwne) to wyszłaby z tego niemała broszura. Byłem już tym zmęczony - szczególnie Tele2, które w moim mniemaniu działa jak zwykły oszust.

Rozwiązaniem okazała się telefonia VoIP - czyli telefon przez internet. Praktycznie mając łącze internetowe okazało się, że mogę korzystać ze wszystkiego co oferuje stacjonarny telefon a nawet więcej. W dodatku - jest też o wiele taniej. Pełna i bieżąca kontrola wydatków. I najważniejsze - większa konkurencja, nie spodoba mi się operator, w ciągu kwadransa mogę go zmienić na innego. Jeśli ktoś nie wierzy - niech sprawdzi sam, często to nic nie kosztuje. Sporo informacji można znaleźć na http://voip.net.pl

To nie jest tekst reklamowy :) To jest jeszcze jedna zaleta sieci internetowych, które dają nie tylko wolność wypowiedzi. Mnie uwolniła również od telekomunikacyjnych molochów.

Foto: GettyImages Creative

sobota, października 21, 2006

Pieworodny


Mimo ostatnich negatywnych postów, chcę pisać też o radosnych wydarzeniach.

Dla mnie wielkim wydarzeniem było przyjście na świat mojego syna. Kuba jest całkiem duży jak na malucha i choć wygląda jak inne noworodki - dla mnie jest w nim coś szczególnego.
Jego tata jednak nadal zostaje przy zdrowych zmysłach i nie zamierza nikogo przekonywać, że jest najpiękniejszy i najbardziej wyjątkowy na świecie :)

Jednocześnie wszystkich tzw. "prawicowców" informuję, że te narodziny (oraz "wysyp" dzieci wśród moich znajomych) nie jest wynikiem polityki prorodzinnej państwa, bo jej nadal nie ma. Nie jest też wynikiem "becikowego", które samo w sobie jest wręcz kuriozalnym gestem ze strony "żondu".


Ponieważ chcę wychować Kubę na porządnego i myślącego człowieka, zapewniam, że nie będzie on wyborcą żadnego pisu, elpeeru czy innej samołobrony.

poniedziałek, października 16, 2006

Co nam szkodzi?


Panie i Panowie!

Stało się - warchoł jest znowu ministrem i wicepremierem. Koalicja znowu razem jak gdyby nigdy nic. Parlamentarny cyrk znowu rusza, wszyscy mają miejsca w tym widowisku, wstęp wolny! Gwoździem programu jak przystało na cyrk są zwierzęta a szczególnie... nie, nie ma tygrysów, ale za to są ŚWINIE PRZY KORYCIE!

Proponuję rozszerzyć repertuar: w dalszej kolejności Leppera zróbmy prezydentem, Giertycha premierem, a Kaczyńskich królem i królową (mogą sobie wybrać role, albo się zamieniać nimi i tak nikt nie pozna). Co nam szkodzi? Bardziej kretyńsko już nie będzie, a śmieszyć przestało mnie to już dawno.

Jeśli ktoś nadal popiera PiS i nie czuje przy tym wstydu to mam dla niego diagnozę: jest tępym kretynem bez szans na wyleczenie. Jeśli ktoś czytając te słowa obraził się to dodam, że cieszy mnie to bardzo.

Dając upust emocjom jednocześnie dziękuję za uwagę i informuję, że co najmniej tydzień nie będę komentować "życia politycznego" bo nie zamierzam czytać takich wiadomości. Może nawet nigdy. Gdyby jednak "Żond" padł proszę o informację. Gdyby ktoś organizował partyzantkę walczącą z "żondem" który chce wprowadzić PRL-bis i niczym nie różni się od komunistów i postkomunistów - też proszę o info, chętnie się przyłączę, jeśli nie będę akurat w drodze do jakiegoś normalnego kraju...

Foto: GettyImages Creative

piątek, października 13, 2006

Inicjatywa obywatelska


Czy zdarzyło Ci się kiedyś najzwyczajniej wkurzyć na głupotę i złośliwość ludzi? Na paniusię z sąsiedniego bloku, której pies właśnie "narobił" na trawniku? Na idiotów, którzy niedogaszone pety, albo różnego rodzaju śmieci rzucają po prostu na chodnik?
Domyślam się, że tak.

Do tego rodzaju matołów zaliczają się też tacy, którzy parkują na miejscach dla niepełnosprawnych albo na ścieżkach dla rowerzystów. Przykładowo - sporo tego typu ludzi chodzi do Wyższej Szkoły "Edukacja" we Wrocławiu przy ulicy Krakowskiej. Są jednak niedouczeni i regularnie zastawiają ścieżkę rowerzystom.

Dziś przeczytałem o ludziach, którzy postanowili działać. Jednym z nich jest pan Piotr opisany w GW. Poważny facet, w pełni sprawny, ale postanowił walczyć z matołami naklejając im odpowiednie naklejki na szybach samochodów zaparkowanych w miejscach dla niepełnosprawnych. Dużej szkody nie wyrządza - ot właściciel namęczy się trochę usuwając naklejkę. Może przy tym w jego małym móżdżku pojawi się myśl, że nie powinien tak więcej robić.

Absurdalne jest to, że to co robi pan Piotr jest słuszne, choć nie jest legalne. A przecież w pewnym stopniu wyręcza służby, które tym powinny się zajmować, ale tego nie robią. Mówię tu oczywiście o Policji i Straży Miejskiej.

Przeczytałem komentarze pod wspomnianym artykułem i okazało się, że jest sporo osób, które walczą z tym jak mogą. Popieram takie działania na rzecz walki z głupotą. Zainteresowanym podaję kilka linków:

Nie parkuj jak łoś - fotografie samochodów łamiących przepisy.

Akcja reakcja! - podobny fotoblog.

Wzór vlepki stosowanej przez jednego z komentatorów - przyznam, że rozmiar jest "złośliwy".

Foto: GettyImages Creative

czwartek, października 12, 2006

Kopernik też była kobietą...


Przeglądam właśnie przy kawie wiadomości. Zacząłem od tych mniej istotnych ale za to zabawnych. Otóż znana jest wszystkim działalność Romana Edukatora. Ona akurat do zabawnych nie należy (ostatnio głośno o tym mówi Rzecznik Praw Obywatelskich) a przy tym jest absurdalna. Natomiast równie absurdalną ale bardziej zabawną jest działalność Macieja Giertycha, czyli tatusia Romka.

Otóż pan Maciej zwołał konferencję w Parlamencie Europejskim podczas której postulował o wyrzucenie teorii ewolucji ze szkół. Według niego, jest ona nie do przyjęcia, nie ma potwierdzenia naukowego a w ogóle to zostaliśmy stworzeni dokładnie tak jak to Biblia opisuje.

Podziwiam pana Macieja. Trzeba mieć sporo odwagi, żeby tak zacięcie walczyć z rzeczywistością. W dodatku biorąc pod uwagę fakt, że Biblia podręcznikiem naukowym nie jest, a Kościół po początkowej nieufności zaakceptował teorię ewolucji i stwierdził, że nie stoi ona w sprzeczności z jego naukami. Może odwaga pana Giertycha wynika ze świadomości, że jego syn jest ministrem edukacji i niejedno absurdalne rozporządzenie już wydał.

A potem proponuję jeszcze wprowadzić postulat stwierdzający, że to Słońce krąży wokół Ziemi a w ogóle to Ziemia jest płaska bo przecież ludzie inaczej by z niej pospadali.
Jeśli więc ktoś ma w planach podróż dookoła świata - należy się pospieszyć, bo nie wiadomo co będzie.

Foto: GettyImages Creative

wtorek, października 10, 2006

Wariaci to normalka...


Przeczytałem informację o tym jak pewna 23-letnia dziewczyna przyleciała samolotem z Norwegii do Łotwy. Najzabawniejsze jest to, że przyleciała bez biletu, na gapę co wymagało ominięcia 5 punktów kontrolnych. Tutaj trzeba dodać, że dziewczyna ponoć uciekła ze szpitala bo jest psychicznie chora. No fakt - kto przy zdrowych zmysłach uciekałby do Łotwy... Norwegowie zaś dziwią się i zastanawiają jak to możliwe, żeby wariatka wsiadła do samolotu omijając kontrole.

Czy mnie to dziwi? Ależ skąd! Przecież jestem Polakiem. Do niedawna przecież w moim kraju był ministrem przestępca, układy partyjne załatwia się po cichu nawet z posłami, którym udowodniono oszustwo wyborcze, a prezydent publicznie demonstruje brak elementarnej wiedzy w zakresie geografii i położenia swojego kraju. Mam jakieś przeświadczenie, że u sterów siedzi właśnie banda wariatów. Bardziej są zainteresowani utrzymaniem własnej pozycji przy korycie, niż dążeniem do rozwoju kraju.

Może więc warto spróbować dostać się do samolotu? Nawet jeśli leci do Łotwy...

Foto: GettyImages Creative

poniedziałek, października 09, 2006

Are You ready?


Spróbuj sobie wyobrazić, że przyjeżdża do Polski delegacja np. z Holandii. Z tego powodu wszyscy obywatele proszeni są o porozumiewanie się w języku holenderskim, w telewizji programy są też nadawane w tym języku, a gdy otworzysz codzienną gazetę to bez znajomości holenderskiego nic nie zrozumiesz. Absurdalne, prawda?

Ale nie dla panów z Microsoftu. Na blogu dotyczącym Internet Explorera w wersji 7 możemy przeczytać, że przeglądarki użytkowników Windowsa zostaną automatycznie zaktualizowane do najnowszej wersji (chyba, że ktoś pobierze odpowiednie narzędzie do zablokowania aktualizacji). Panowie z tego powodu proszą o sprawdzenie czy nasze strony, rozszerzenia czy też aplikacje są gotowe na IE7! Panowie z Microsoftu chyba zapomnieli, że język HTML ma swoje standardy i powinni raczej sami siebie zapytać czy IE7 spełnia te wymogi.

Każdemu, kogo irytuje taka postawa, nie lubi monopolistów albo nie wie jakie są alternatywy dla IE proponuję zajrzeć na stronę www.stopie.com . Strona powstała w celu powstrzymania najpopularniejszej oraz, jak czytamy w nagłówku, najgorszej przeglądarki.

Od siebie dodam, że na pewno IE jest najmniej funkcjonalną przeglądarką. A ponieważ z natury nie lubię monopolistów - popieram szczerze ideę uświadamia internautów.

środa, października 04, 2006

Uzdrowiciel znów w akcji


Poranna kawa, prasa i kolejny ciekawy pomysł ministra zdrowia. Pan Religa już ma na swoim koncie bardzo głupi pomysł (choć według niego "rewolucyjny") a dziś zaproponował kolejne durne rozwiązanie.
Otóż minister zdrowia chce "nocnej prohibicji", czyli uzdrowienia społeczeństwa poprzez zakaz sprzedaży alkoholu nocą w sklepach i na stacjach benzynowych. Według pana Religi spowoduje to rozwiązanie problemu jakim są "pijackie śpiewy, awantury i rajdy podpitych osiłków, którzy zaczepiają porządnych ludzi" jak to "poetycko" ujęła Gazeta.

Dlaczego pomysł pana ministra jest chory? To proste:

  • Od razu powstaną "meliny" (jak w PRL-u) i nielegalna sprzedaż po zawyżonych cenach.
  • Żeby w ten sposób rozwiązać problem - trzeba zakazać nocnej sprzedaży alkoholu w barach i pubach.
  • Jak ktoś się będzie chciał upić - zrobi sobie zapas.
  • Alkohol nie jest problemem - sam w sobie nie jest zły (lub według nomenklatury Radia Maryja - nie siedzi w nim szatan). Można go najwyżej źle użyć.


Zdarza mi się kupować późnym wieczorem alkohol. Zazwyczaj przed weekendem, gdy chcę się spotkać ze znajomymi przy dobrym winie lub drinkach, chcemy zwyczajnie pogadać lub obejrzeć film. Do głowy mi nie przyszło, że możemy urządzać sobie dzikie awantury. Ale nas pan Religa nie bierze pod uwagę a sądzę, że jesteśmy w większości.
W mniejszości są właśnie Ci którzy z alkoholem mają problem.
Może, panie Religa rozwiązaniem byłyby patrole Policji, która nocą chyba drży ze strachu, bo nocne patrole są rzadkością, zamiast na siłę zakazywać, podnosić ceny itp.?

Nie zdziwię się jak jutro pan Religa zechce zdelegalizować jaja, bo zawierają szkodliwy cholesterol. W końcu moje preferencje kulinarne są nieistotne przy ministrze tak dbającym o moje zdrowie. Eh, chyba sobie naleję jednego...

Foto: GettyImages Creative

niedziela, października 01, 2006

W polityce głupota nie stanowi przeszkody.

Premier przemówił w Stoczni Gdańskiej. Jego przemówienie upewnia mnie tylko, że PiS mocno czerpie z socjalistycznych technik propagandowych. Czyli opowiada głupoty bez pokrycia w rzeczywistości, obrażając przy tym obywateli.

"Nie cofniemy się, nawet gdyby w różnych telewizjach i radiach mówiono o nas - choć wydaje się to już niemożliwe - jeszcze gorzej niż teraz. Nie cofniemy się, jeśli będzie się zbierało na ulicach otumanionych ludzi, by przeciw nam występowali, (...) występując przede wszystkim przeciw Polsce"

Nie jestem otumaniony. Zależy mi na Polsce. W przeciwieństwie do naszego obecnego "żondu". Cóż mogę dodać - nie tym tonem panie Kaczyński!

"My jesteśmy tu gdzie wtedy, oni tam, gdzie stało ZOMO"

Kolejna inwektywa pod adresem każdego normalnego, zdroworozsądkowego Polaka. Szkoda komentować. Świadczy to jednak o niskiej klasie premiera. Taki politykier.

"Precz z komuną, a przede wszystkim precz z postkomuną, z tymi wszystkimi, którzy podtrzymują system wysysający polskie siły "

Rozwiązanie jest proste - zlikwidować obecny "żond". Jak wygląda nasza gospodarka? W prawie każdym sektorze brakuje fachowców, większość wyjechała z kraju bez perspektyw. Niebawem wyjedzie reszta, jeśli PiS spełni swe groźby i utrzyma "żond".

Ciekawe stwierdzenie dotyczy sytuacji z taśmami Renaty Beger, które popsuły na tyle wizerunek PiS-u, ze potrzebne są im właśnie takie wiece.

"Nigdy więcej nie wolno już rozmawiać z ludźmi o marnej reputacji"

Czyli wygląda to tak, że gdyby nie było tej kamery, to Renata Beger (oszustka, fałszowała podpisy wyborcze) nie miałaby "marnej reputacji", pan Lipiński nie byłby ubabrany łajnem i wszyscy byliby zadowoleni. Tylko dwa tygodnie trzeba by było czekać na stołek, ale co tam. Eh, małostkowość, głupota i fałsz przemawia przez obecnych polityków. A dziś przemówiła ustami premiera, co świadczy o złej kondycji tego kraju.
Premier mówił oczywiście jeszcze coś o umacnianiu władzy, słusznym kierunku i o tym, że jest dobrze i będzie lepiej (no chyba, że ktoś należy do "szarej sieci"). Wszystko w pięknym propagandowym, socjalistycznym stylu. Hasełka bez pokrycia w rzeczywistości.

Cóż, Napoleon Bonaparte powiedział "W polityce głupota nie stanowi przeszkody." Jak widać miał rację.
Nie traćmy jednak nadziei - poradziliśmy sobie z socjalizmem, poradzimy sobie z PiS-em.

piątek, września 29, 2006

Niezmienność

Przypadkiem trafiłem na materiał z programu który bardzo lubiłem - "Za chwilę dalszy ciąg programu". Wśród moich znajomych jest on zresztą kultowy, prawie jak Monty Python :) Fragment pochodzi z 1993 r., ale nie stracił na swojej aktualności i jest dowodem na to, że elity polityczne u nas zmieniają tylko nazwy. Niestety.

Zobaczcie sami:






czwartek, września 07, 2006

Przyszłość jest jasna

Ostatnio w mediach pojawiły się dobre wieści. Można więcej wydać bo nagle okazało się, że w naszym Państwie będzie więcej kasy. Dlatego więcej ma być dla rolników, resortu zdrowia i nauczycieli. Jakie to piękne i takie niespodziewane. Co prawda pojawiła mi się myśl, że może ten budżet rozciągnął się, bo naciskali koalicjanci, ale czym prędzej złapałem ją i zatłukłem, żeby mi nie mąciła nadziei na tę przyszłość z reklamówek pisowych. Podrożeje co prawda piwo, paliwo i papierosy ale nie palę, wolę wino a mój pojazd pali niewiele.

Tak na prawdę to chyba nieźle - "tanie państwo" okazało się droższe, aparat administracyjny zamiast się skurczyć to się rozbudował i do tego taki budżet optymistyczny!

Dostałem ostatnio wezwanie do Urzędu Skarbowego (urząd mnie lubi wzywać do dostarczania kopii dokumentów które już ma), żebym dostarczył kopię umowy z księgowością. Na wezwaniu z dnia 21.08 podpisała się pani Jolanta Sz. Dzień później dostałem kolejne wezwanie do dostarczenia kopii umowy z księgowością. Pismo z dnia 22.08 podpisane przez panią Agnieszkę S.
Obydwa pisma właściwie nie powinny być potrzebne, bo oświadczenie podpisane przeze mnie i tak już wysłała księgowość.

Przy takim fajnym budżecie w przyszłym roku pewnie będę dostawać po trzy takie same wezwania...

P.s.
Idę jutro do salonu Cadillaca. Może nawet kupię jakiegoś. Przecież na pewno w najbliższym losowaniu Lotto trafię szóstkę...

środa, sierpnia 30, 2006

Sposób na "święte krowy"

Popołudniowa kawa, przerwa w pracy i czas na prasę... Dziś jest jeden z tych dni gdy wiadomości są raczej zabawne. Pomijam tutaj pajacowanie pana Kurskiego. Raczej zabawne, choć jednocześnie absurdalne jest pozwanie do sądu pewnego petenta, który rzekomo "obraził" urzędnika. Przepraszam - powinno być: urzendnika, jak to już kiedyś wyjaśniałem. Otóż w Olsztynie pewien petent napisał list do prezydenta miasta w którym wyraził swój sprzeciw wobec zatrudniania "ignorantów" i "pseudofachowców" odpowiedzialnych za sygnalizację świetlną. Petent ów miał na uwadze bezpieczeństwo i wygodę użytkowników dróg, działał więc "pro publico bono". Ale urzendnik którego ambicja ucierpiała stwierdził, że publiczną osobą nie jest więc nie zasługuje na krytykę. I pozwał zatroskanego petenta do sądu. Może nie jest publiczną osobą ale w takim razie niech pobawi się sygnalizacją świetlną kolejki Piko jeśli taką posiada, a nie publiczną sygnalizacją drogową.

Według mojej oceny zachował się jak "święta krowa". Czyli nawet gdyby zablokował ruch uliczny, to nie można go tknąć. A że takich "świętych krów" na co dzień mamy sporo i często możemy być w sytuacji gdy zostaniemy przez taką "krowę" zaatakowani, podam sposób jak postępować w takich sytuacjach.

Szwajcarzy mają sporo krów, niekoniecznie "świętych", które czasami atakują np. turystów. Ich zalecenia są następujące:
- nie nawiązywać z nimi kontaktu wzrokowego, nie zbliżać się do nich, nie dotykać
- pasących się krów (gdy np przy biurku spożywa kanapkę czy jogurt) nie należy straszyć

Ale co zrobić gdy mimo tego sytuacja stanie się groźna? Rada jest prosta, wręcz trywialna: "krowę trzeba odpędzić uderzeniem w pysk".

Ten ostatni sposób wydaje mi się najbardziej skuteczny.

poniedziałek, sierpnia 28, 2006

Żenada

Prasa donosi o ukończeniu przebudowy fragmentu autostrady A4 od Wrocławia w stronę Zgorzelca. Odcinek ma 92 km i kosztowało to 250 mln euro, a przebudowa trwała od 2002 r.
Przeczytałem i znów miałem wrażenie, że próbuje sie robić z nas głupców.

W mojej ocenie - żółwie tempo i podejrzanie drogo. Ale to nie przeszkodziło w radosnym świętowaniu ukończenia robót. Zjawił się nawet minister transportu, Jerzy Polaczek.
Najciekawszy fragment tej notki mówi o jeszcze jednej ciekawej rzeczy:

"Radości z zakończenia prac nie mącą nawet wskazywane przez kierowców niedociągnięcia - głównie nierówności nawierzchni i brak w niektórych miejscach poboczy."

Jechałem tą drogą i zdanie powinno brzmieć "w niektórych miejscach są pobocza".
Chciałbym znać nazwisko idioty który zatwierdził taki projekt, bo nazwisko idioty któremu sprawia to radość już mam i jest nim sam minister. Tych ludzi nie można nazwać inaczej. Brak pobocza zdecydowanie wpływa na obniżenie bezpieczeństwa na takich odcinkach.

Proponuję jeszcze jedno - wysłać ministra transportu do Chorwacji. Nie, nie po to by sobie wypoczywał i zwiedzał. Chciałbym, żeby przemierzył ten kraj z jednego końca na drugi. Żeby zobaczył jak powinny wyglądać autostrady i drogi szybkiego ruchu, nawet jeśli są wykuwane w skale. Chciałbym, żeby Chorwacki minister transportu powiedział mu też, że te autostrady są tańsze w budowie od tych naszych i żeby mu wyjaśnił jak to możliwe, że w czasie o wiele krótszym można zbudować o wiele więcej.

I na końcu chciałbym, żeby minister poczuł wstyd i zobaczył jak błazeńsko wygląda świętowanie z okazji spartaczonej roboty.
Ale to możliwe tylko u człowieka prawego i sprawiedliwego. A takimi ministrowie są tylko z nazwy.

P.s.
Teraz sobie uświadomiłem, że przecież ta autostrada jest wybudowana za czasów gdy przy władzy byli postkomuniści. Plany nowego "żondu" są krótko mówiąc - żenujące.


sobota, sierpnia 26, 2006

Czasem jest zabawnie...

Zazwyczaj rano jak zaczynam czytać wiadomości, to podświadomie przygotowuję sie na najgorsze - czyli informacje o zamachach, kolejnych działaniach naszego "żondu" w ramach trwającej walki z rzeczywistością, czy też informacji o rozwoju głupoty na świecie.

Czasem są jednak takie przyjemne, słoneczne dni, gdzie wiadomości wywołują po prostu uśmiech. Dziś moimi faworytami zostali dwaj Egipcjanie których nazwisk nie potrafię wymówić. Ale jak podaje Onet.pl są bardzo zdeterminowani. Otóż tak bardzo pokochali Zachód, że postanowili przekopać się do niego łyżką do butów na granicy białorusko-polskiej. Niestety jak już byli u nas, pewnie zdezorientowała ich sytuacja w naszym kraju i przekopali się... z powrotem na Białoruś. Sądzili, że to granica polsko-niemiecka. Szkoda mi ich, tyle kopania na nic. Może następnym razem będą mieli więcej szczęścia.

Drugą ciekawą informacją jest pomysłowość handlowców. Wiadomo, że da się zarobić na wszystkim. A ostatnio na topie jest... żal za Plutonem. Jak ostatnio donosiły różne serwisy - Pluton został zdegradowany z "planety" do "planety karłowatej". Okazuje się, że ma jednak swoich fanów, którzy chcą przywrócenia poprzedniego stanu rzeczy. A handlowcy na tym korzystają, bo czemu nie?

Ale czy ktoś pomyślał o stratach? Przecież teraz cały Zodiak szlag trafi! Wszystkie horoskopy straciły ważność. Ileż osób będzie zdezorientowanych, przecież teraz nie wiadomo jak żyć!

No, my Polacy jesteśmy do tego przyzwyczajeni. U nas nie ma znaczenia czego chcemy. Ważne jest czego chce PiS, co wyraźnie widać przy cyrku wokół ordynacji wyborczej.
Zastanawiam się, którego ranka przeczytam informację, że miłościwie panujący nam bracia Kaczyńscy postanowili wprowadzić monarchię. Ale to nie będzie wesoły news. Na wszelki wypadek przygotowałem sobie łyżkę do butów...

niedziela, sierpnia 20, 2006

Panelarz, panelista czy panelowiec ?

Ostatnio było głośno o nowym wyrażeniu w słowniku języka angielskiego "to google". Nie wiadomo jednak, czy ono sie pojawi. Nowych słów pojawia się coraz więcej, listę ciekawych znajdziecie na blogu Liquid Modernity.

Ponieważ działam w branży usług niematerialnych, odczuwam czasami potrzebę stworzenia czegoś namacalnego. Dzisiaj tworzę podłogę :) Czyli kładę panele. Nawet nie do końca zgodnie z instrukcją - bo to byłoby trudne (rysunki przedstawiają zupełnie odwrotnie to co zaleca instrukcja napisana tekstem). Na pewno nie zrobię tego gorzej niż "fachowiec" od paneli, bo moja spiskowa teoria mówi, że fachowcy wyjechali za granice, bo tam lepiej płacą.
Mniejsza o to. Zastanawiałem się natomiast jak się nazywa ktoś kto układa panele? Panelarz, panelista czy panelowiec?

Moje pytanie nie jest takie głupie. Co więcej zostało zainspirowane przez Telepizzę. Tak się składa, że ostatnio muszę bywać w ich lokalach. I tam przyciągnęło moją uwagę ogłoszenie, w którym oferuje się pracę polegającą na roznoszeniu ulotek. Czyli praca jako... KUPONISTA !!! W nawiasie dla wyjaśnienia podaje się "roznoszenie ulotek". No bo ktoś mógłby jeszcze źle skojarzyć. Wśród ofert pracy Telepizza oferuje jeszcze pracę na stanowisku pizzero-kasjer. Też fajne :)

Chyba jednak zostanie panelista. Albo panelo-układacz.

Wrażliwy "polityk"

Ostatnio media donoszą, że ruszy niebawem proces w którym pijanego bezdomnego oskarżono o znieważenie prezydenta RP. Jak zauważają dziennikarze do tej pory nawet poważniejsza próby obrażenia głowy państwa nie doczekały się procesów. Czyżby Lech Kaczyński był takim wrażliwym politykiem?
Sprawa wydaje się absurdalna. Bezdomny (chyba najniższy status społeczny obecnie) w dodatku pijany, obrzuca inwektywami Lecha. Nikt rozsądny nie wziąłby tego na poważnie, co najwyżej "nieparlamentarny" język może razić w uszy. Z drugiej strony - znam wiele publikacji internetowych w których na prawdę ostro krytykuje się albo wręcz obraża prezydenta i polityków. Pisane są przez ludzi inteligentnych, których pewnie trudniej oskarżyć niż takiego bezdomnego. Ja sam uważam, że Lech Kaczyński jest nieudolnym politykiem i facetem z kompleksami. Taki np. Lepper to idiota, który sam sobie przeczy. W dodatku jest przestępcą. Nawet jestem w stanie to udowodnić I co? Czy teraz ktoś wytoczy mi proces? Czy może powinien użyć słów bardziej pospolitych czy też wulgarnych, choć to nie mój poziom.

Sprawa bezdomnego będzie wyglądać tak - albo zostanie skazany, co tylko potwierdzi kompleks niższości u Lecha Kaczyńskiego, albo zostanie "miłosiernie" przezeń ułaskawiony, co oczywiście będzie odpowiednio nagłośnione i to również świadczy o kompleksach Lecha.


Co by się nie działo, świadczy to tylko o tym, że państwo nasze do złudzenia przypomina PRL. Bardziej niż wtedy gdy u władzy byli Kwaśniewski, Miller i Oleksy.
Przypomina mi się taki film w którym główny bohater wraca późną porą "wstawiony", bo urodziło mu się dziecko. Pech, że akurat zmarł towarzysz Stalin. Dlatego z miejsca ląduje w areszcie jako wróg socjalizmu.
Wracamy do PRL-u proszę Państwa.

poniedziałek, sierpnia 07, 2006

Kolejny sprawiedliwy

Po panu Wildsteinie w naszym kraju pojawił się kolejny "sprawiedliwy". Pan Religa. Tylko jego pojęcie sprawiedliwości jest, oględnie rzecz mówiąc, wypaczone.

Otóż pan Religa, proponuje wyższe składki ubezpieczenia OC dla wszystkich kierowców. Na początku wyższe OC mieli płacić Ci, którzy powodują wypadki. Ale ostatnio pan Religa stwierdził:

"Ja sam jestem kierowcą, więc mnie to dotknie - mówi Religa - i chociaż nieźle oceniam swoje umiejętności, to wiem, że ja także mogę spowodować wypadek. Dlatego płacić powinni wszyscy bez wyjątku. Tak musi być, to jest sprawiedliwe."

Otóż, panu Relidze chcę wyjaśnić, że w 99,9% sprawcami wypadków są ludzie którzy albo jeżdżą brawurowo, albo łamią przepisy, albo są idiotami. I za głupotę powinni płacić. Pan Religa, podobnie jak pan Wildstein, natomiast chętnie przyłożyłby jedną miarę do wszystkich.

Jeśli pan uważa, że może spowodować wypadek - niech pan natychmiast podrze i wyrzuci prawo jazdy i przesiądzie się do taksówki. Jest pan lekarzem - "primum non nocere"!

Jak jeżdżę - to myślę i nie zamierzam płacić za głupotę innych kierowców. Nawet jeśli noszą znane nazwisko jak "Religa".

Lepiej niech pan wróci do kardiochirurgi. Bo z próby rządzenia i nadawania nowego znaczenia słowu "sprawiedliwość" ma pan "pałę".

poniedziałek, lipca 31, 2006

Urzendnicy

Od czasu do czasu czasu każdy z nas ma styczność z urzędnikami różnych placówek państwowych i prywatnych. To nieuniknione. Z tych urzędników grupę charakterystyczną stanowią urzędnicy placówek państwowych. Dla odróżnienia będę ich nazywać "urzendnikami".

Tak się składa, że musiałem ostatnio odwiedzić Urząd Komunikacyjny w celu rejestracji pojazdu. Znając opowieści o legendarnych kolejkach wybrałem się tam skoro świt razem z kumplem. Przed budynkiem czekała juz kolejka, skupiona wokół młodej panienki, ładnie opalonej co było widać dzięki kusej sukience. Tak, to była urzendniczka. Pierwsze wrażenie pozytywne. Udzielała ona rożnych informacji, paląc papierosa, bo jak się okazało "system padł" i nie wiadomo kiedy sie podniesie. Jej kolega coś tam majdrował przy komputerach w końcu krzyknął" "działa!" i pierwsi petenci mogli wejść do środka. W sumie tylko pierwsi, bo pomieszczenie na Karkonoskiej to taka przeszklona klitka przedzielona w środku ścianką z okienkami - większa część dla dwojga urzędników a mniejsza dla petentów. Zresztą nikt się nie kwapił by wejść do środka i tam czekać, bo przeszklenie zamieniało część dla petentów w coś pomiędzy szklarnią a sauną. Na dworze temperatura sięga ponad 30 st. C, strach pomyśleć ile jest wewnątrz. Kolega próbował zostawić drzwi otwarte, ale spotkało się to z ostrym protestem urzendniczki która kazała mu je natychmiast zamknąć. Przyszła w końcu moja kolej. Podchodzę do okienka. Czuję że ogarnia mnie fala gorąca, ale z otworu służącego do przyjmowania i wydawania dokumentów czuję niewielki, przyjemny chłodek. Tak, urzendnicy mają klimatyzację! Nie bardzo rozumiem, dlaczego klienci nie mogą mieć przynajmniej otwartych drzwi, ale zaraz się dowiaduję - urzendniczka wyciera słuchawkę telefonu informując mnie z uśmiechem, że wylał jej się sok na telefon. Przy otwartych drzwiach miałaby zaraz pełno os. No tak. Podaję dokumenty. Ale... dźwięk telefonu. Urzendniczka czyta otrzymanego sms-a po czym stara się odpisać. Z tipsami nie jest to łatwe, ale po chwili udaje jej się. Na pewno pilne sprawy służbowe. Podsuwam dokumenty trochę bliżej... Już sięga po nie... Nie, zaraz, wzięła jakiegoś pilota. Wstała i zaczęła naciskać jakieś guziki. Po kilkuminutowej walce z urządzeniem w końcu poddaje się i mówi, że sama nie wie co zrobić z tym klimatyzatorem. Jej kolega też próbuje, ale on też nie wie. W końcu oboje wracają do okienek. Myślę sobie - teraz, weźmie dokumenty zarejestruje i wreszcie wyjdę z tej szklarni. Staram się nie okazywać zniecierpliwienia, wiadomo - czym to grozi. Zawsze można znaleźć jakiś błąd itp i zostanę odprawiony z kwitkiem. Urzendniczka zasiadła w fotelu, sięgnęła po... papierosa, zapaliła i wzięła ode mnie dokumenty. oprócz chłodu ze szczeliny w szybie doszła mnie teraz mdląca woń papierosa. Sam nie palę, więc dla mnie papieros po prostu śmierdzi. Czuję, że muszę się opanować, bo szlag zaczyna mnie trafiać, ale zaczynam myśleć o mnichach buddyjskich i jakoś daję radę. Panienka co chwila zaciągając się, wpisuje dane do komputera. Robi to jednym palcem (to znaczy tipsem), bo ma wolną tylko jedną rękę. No i co chwila zerka, żeby popiół nie spadł na biurko, tylko ewentualnie na podłogę. Nagle podchodzi klient, mówi z obcym akcentem i pyta, czy zostanie dziś obsłużony, bo byłby 13 kolejce i nie wie czy czekać. Urzendniczka odpowiada, że nie wie, bo różne mogą być sprawy i ona nie przewidzi tego. Wreszcie po ponad pół godz. wychodzę z dokumentami i blachą, mimo, że był jeden drobny i nieistotny szczegół, który pani uznała za błąd.

Przypominam sobie, że tuż nad okienkiem wisiała kartka informująca, że ze względu na upały praca urzędu jest skrócona o godzinę. Myślałem, że chodzi w tym o ochronę pracowników, ale teraz wiem, że to nasze dobre i sprawiedliwe państwo, dba by petenci nie stali za długo w ponad 30 stopniowym upale. Nie wiem tylko dlaczego ta panienka kojarzy mi się z czasami PRL-u i sprzedawczynią w brudnym fartuchu z pobliskiego peesesu.

wtorek, lipca 25, 2006

A może wszyscy jesteśmy złodziejami?

Jak co dzień rano, przy kawie przeglądam wiadomości.
Dziś mocno zaniepokoiła mnie informacja o pomysłach niejakiego pana Wildsteina . Otóż pan Wildstein jak został dyrektorem TVP, to postanowił sobie porządzić. Ale przede wszystkim poczuł, że musi zabezpieczyć interesy TVP. A od czego one zależą? Od płaconego haraczu w postaci abonamentu. A niestety większość nie płaci. Moim zdaniem nie ma za co, ale to kwestia gustu. Niektórzy ludzie lubią opery mydlane i inne rzeczy, które nie wymagają od nich myślenia.

Otóż pan Wildstein wymyślił sobie, że abonament zapłaci każdy kto ma w domu prąd. Założenie poniekąd słuszne - większość odbiorników radiowych lub telewizyjnych potrzebuje prądu do działania. Pozostaje jedno małe ale...

Panie Wildstein - mam prąd i nie mam żadnego telewizora. Nie mam - bo szkoda mi czasu na TV, bo nie ma tam dla mnie nic wartościowego, bo mam odruch wymiotny na widok durnych reklam... I co? Też mam płacić abonament? A nie jestem odosobnionym przypadkiem.

Panie Wildstein - zakłada Pan więc, że jestem złodziejem, którego trzeba zmusić do płacenia i "uczciwości". Więc może tak wszystkich obywateli skażemy zaocznie na 5 lat w zawieszeniu za kradzież? Bo każdy Polak to złodziej. Pana i wszystkich polityków proponuję skazać na 15 lat, bo na takich stanowiskach to ma się dopiero spore możliwości!

A może jeszcze jeden pomysł - abonenci sieci komórkowych powinni płacić abonament. Dlaczego? Bo na pewno używają komórek, a te z kolei często mają wbudowane radio. Niech więc płacą!

Panie Wildstein - proszę nie przykładać do mnie swojej miary. Ja nie jestem złodziejem, nigdy nie zgodzę się na płacenie za coś z czego nie korzystam i uważam za społecznie szkodliwe. Poza tym przypomnę, że prywatne stacje radiowe i telewizyjne abonamentu nie potrzebują. Tylko Telewizja "Polska" (czytaj "Państwowa") ściąga haracz z obywateli. Widzę że w państwie "Prawa i Sprawiedliwości" jest gorzej niż za komuny...

niedziela, lipca 23, 2006

Izraelscy terroryści.

Niedziela, przy kawie zabieram się do czytania codziennej prasy (on-line).

Głównie dominuje konflikt izraelsko-libański. Choć pozostali politycy światowi grożą palcem Izraelowi i nic nie robią, więcej odwagi maja ich obywatele. W większości krajów odbyły się kilkutysięczne demonstracje przeciw Izraelowi. W większości - ale nie w Polsce. U nas nadal na topie są parady homoseksualistów i ich przeciwników.

Mogłoby się wydawać dziwne, że ludzie protestują przeciw rozbrojeniu armii Hesbollah. Przecież to terroryści, wróg cywilizowanej ludzkości. W Wyborczej czytam:

"Od 12 lipca, czyli od rozpoczęcia kryzysu, zginęło 37 Izraelczyków, w tym 17 cywilów. W Libanie poniosło śmierć 358 osób, głównie cywilów."

Izrael morduje więc Libańczyków, żeby Hesbollah się poddał. To jest terroryzm i niczym nie różni się od detonacji bomby w centrum handlowym w imię jakichś religijnych wierzeń.

Izrael jednak sie nie obawia niczego. Wszak ma za sobą poparcie USA - ponoć zagorzałego wroga terrorystów. Przoduje tutaj pani Condolezza Rice.

"Gazeta przypomina, że Rice sprzeciwiła się natychmiastowym zawieszeniu broni między Izraelem a Hezbollahem, do którego wzywają kraje europejskie, arabskie i ONZ. Jej zdaniem, byłaby to "fałszywa obietnica", która oznaczałaby tolerowanie stacjonowania bojówek Hezbollahu w południowym Libanie, bezpośrednio zagrażających Izraelowi."

Pani Rice szafuje więc życiem ludzkim mając w "głębokim poważaniu" (czytaj: w dupie) ilu jeszcze cywilów zginie. Gdybym był Amerykaninem obawiałbym się polityków podobnie jak terrorystów. Zresztą charakterystyczne jest to, że wielcy tego świata zawsze milcząco lub z niewielkim pomrukiem sprzeciwu pozostają obojętni na taką rzeź. Podobnie było gdy Rosja mordowała Czeczenów. W imię walki z terrorystami zgładzono kilkanaście tysięcy cywilów.

Naszych rodzimych polityków na razie obawiam się od strony gospodarczych inicjatyw (a częściej ich braku), ale kto wie - oni są przecież nieprzewidywalni.

Wychodzi na to, że największymi terrorystami są politycy.
Lepiej skończę, bo zacznę zmierzać w stronę anarchii...



wtorek, lipca 18, 2006

Kurdemol...

Niechcący założyłem sobie bloga.

A sądziłem, że tylko rejestruję się, żeby móc pisać w komentarzach znajomego ze stałym nickiem.
No cóż, jak się nie czyta co się klika to takie są skutki :)
Na usprawiedliwienie dodam, że właśnie jestem w miejscowości którą ciężko na mapie znaleźć, las, staw i dzika przyroda (ale komputera nie zapomniałem ;).
Dlatego nie mam pojęcia o czym będę pisać.

Zobaczymy co z tego wyniknie...